Oda do wina
Ewidentna pochwała pijaństwa
O szlachetny trunku
Czerwony lub biały,
Szukam w Tobie ratunku
Ja - człowiek mały.
Więc gdy zły nastrój
Dosięgnie mnie srodze
Lub gdy krwi zastój
Mam w lewej nodze,
Szukam wtem butli
Z Tobą w głównej roli
I póki świeca się tli
W swej mizernej doli
Piję, a w piciu tum szukam
Ukojenia bólu, pocieszenia
I w głowę się pukam
Czekając chorób wyleczenia.
O szlachetny napoju
Z wina gronnego,
Odpoczynkiem w znoju
Jesteś dziś dla tego,
Który pracę swą
Wykonuje szczerze
A owoce jej się gną
Niczym dzikie zwierze
Przygniecione ciężarem
Lat i doświadczenia,
Smagane pożarem,
Szukające schronienia.
Napoju szlachetny,
Gdy faza nastaje
Nawet człowiek szpetny
Pięknym się wydaje.
Zmiana ta urocza
Choć nieraz nawala,
Drogę do krocza
Otworzyć pozwala.
A później już dziatki,
Pieluchy i płacze,
I wieczne wydatki,
I życie żebracze,
Żłobek, przedszkole,
Uczelnie i szkoły…
Więc spraw by tę dolę
Zdziobały sokoły.
Nie chcąc jej dzielić
Z wybraną moją
I życie powielić,
I nie dać tym gnojom
Posłom nic, czegom
Sam się dorobił,
Pójdę z kolegą
Któregom pobił.
On mi wybaczy
Gdy portfel wyciągnę,
I wino obaczy.
I wnet Cię pociągnę
I wszystkie me smutki
I me utrapienia,
I pociąg do wódki,
I dzikie pragnienia
Przeminą jak wtedy,
Kiedy w Szczecinie
Statek do redy
Zawinąć nie zawinie.
Mój trunku wspaniały
O cudnym kolorze
Przy Tobie jam mały,
Lecz to mi pomoże
Bym wypił dziś Ciebie
I wnet niebotycznie
Urósł, i z siebie
Śmiał się komicznie.
A kiedy minie
Przyjemna faza
I wszystko zginie
Jak ruski bazar,
Ukaż mi siebie
I spraw to jedynie
By było jak w niebie
W ostatniej godzinie.
A po mej śmierci
Niech moja wybranka
Jak wesz się wierci
Czekając poranka.
Niech nie ma spokoju,
O to Cię proszę.
Gdy w trudzie i znoju
Ratunkiem są nosze,
Ona niech sama
Na rower swój siędzie
I bez dynama
Jeździ po kolędzie
Po moich znajomych
I ich gospodarstwach
Na gruzach wzniesionych
I gruzów tych warstwach.
Niech Niemca poślubi,
Będę okrutny,
Bo nikt ich nie lubi.
To los ich pokutny
Za wojny, gdzie Kos,
Pierwszą i drugą,
Walczył i w nos
Rzucał im rugą.
Dobrze tak gnojom,
Szkopom wygarnąć,
Bo Ojczyznę moją
Chcieli zagarnąć.
Ale wracając
Do wątku wina
I porzucając
Schematy z kina,
Warto jest czasem
Z powodu braku,
Zapić coś kwasem,
Uciec do Baku,
I tam azerskie
Wino, bez problemu,
Choć ciut szpanerskie,
Wypić samemu.
Wszystkim, którzy piją i się tego nie wstydzą
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.