Odbicie lustrzane
Raz spojrzała
na mnie
na siebie
na nas pomiędzy odbiciem
i nie spostrzegła,
że mam ślepia pamiętliwe
wrzynające się w każdy ułamek skóry.
Ślepotą ogarnęła mnie czarna światłość
z dwóch punktów pod brwiami.
Raz się uśmiechnęła szybko
Bez adresata
policzyłam wszystkie białe ścianki
okryte krwistą kurtyną
w którą już tylko wgryźć się jak wampir
wyuzdany.
Smaczne kąty ścian
kąty ust.
Raz chyba zapamiętała
lecz nie bardziej niż ja
szykującą się spieszącą się
w ubrania
które powinny zrobić sobie długą wycieczkę
do pokoju obok
bym nie musiała ich odrywać
kawałek po kawałku jak pudełko z
niespodzianką
tracąc czas, którego
powinnością było wykorzystanie
milimetrów pachnącego nieba na ziemi
cuchnącego wstydem.
Raz się zjawiła
wrzuciła wspomnienie
do mnie
list do skrzynki
a przecież jestem lustrem
mogła wrzucić tylko
łakomstwo spotykania.
Komentarze (2)
lustra są wszędzie. pozdrawiam
Gabrielo, pisałam to już, ale powtórzę: jesteś
dojrzale piszącą poetką. Pozdrawiam Cię serdecznie.