Odległe głosy i dalekie śmiechy
Odległe głosy i dalekie śmiechy
ciągnące się leniwie gdzieś słonecznym
kurzem
prowadzą lekko nas nad cierpkim brzegiem
dnia, który nie chce trwać o chwilę
dłużej
A mógłby przecież w odchodzącym blasku
wieczornej spiesznej krzątaniny łąki
zawisnąć smugą słabnącego wiatru
grzebieniem czesząc traw rozchwiane
kłosy
Stoimy patrząc na rosnące cienie
kiedy jak magik słońce je wydłuża
kładąc pokotem na zielonej scenie
którą przenika wskroś świetlista struga
Czerwień zachodu nie jest bardziej hojna
szarówka zmierzchu nie soczysta więcej
ot taka zwykła zaduma wieczorna
w upalnej, lepkiej, sennej ciszy letniej
Odległe głosy i dalekie śmiechy
zwabiają ścieżką mnie w zagony mroku
gdzie pośród miękkich prężnych kłosów trawy
szukam pamięcią śladów naszych kroków
Komentarze (4)
Twoja poezja mnie zachwyca. Dotykasz mnie swoim
piórem. Dosłownie.
wiersz naprawde dobry, liryczny z udanymi metaforami,
niebanalny.
A gdzie sa glosy? bejowicze powinni sie wstydzic, to
zle o nich swiadczy,bardzo zle!
Bardzo piękny skrzy poetyckimi skojarzeniami i
spostrzeżeniem piękna natury.Wiersz jest płonącą
poezja Bardzo dobra nostalgia na tle przyrody
wiersz bardzo obrazowy i malowniczo skonstruowany, w
trakcie czytania maluje się gdzieś w podświadomości
właśnie taki krajobraz, do mnie przemawiają
najbardziej dwie ostatnie zwrotki...