Okrywam ciało ciepłem natchnienia.
Stoję na pustkowiu,
ogrzewana piaskiem radości.
Słoneczne godziny przelatują przez chude
palce,
nie wołając o zatrzymanie.
Wzrok, okrywany płaszczem uśmiechu,
delektuje czerwone płomienie zawiści.
Stoję na pustkowi.
Obok mnie-dusze, przsiąknięte sokiem
bezduszności.
Upał, tworzy opływowy kształ mojego
ciała.
Wyłączam światło natchnienia.
Nadchodzi zima.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.