W otchłani
Zimny korytarz. Głucha cisza.
Zmierzam gdzieś w otchłań nieznajomych
miejsc.
Pod bosymi stopami mrożąca ciecz.
Pełna przerażenia, chcę krzyczeć...
Znajoma dłoń dotyka moich ust.
Przede mną Ty...
Blada cera, oczy masz jakby chore.
Nakazujesz iść dalej. Ufać Ci?
Pełna strachu powoli odchodzę.
Dokąd prowadzi mrożąca ciecz?
Natłok myśli, ból psychiczny.
Lustro... przy nim maleńka szkatułka,
Wydobywają się z niej ciche nuty.
Melodia usypia. Upadam.
Skrzypią drzwi... Podążam za głosem...
Lodowata woda sięga już do kostek.
Maleńkie wrota.
Dotykam mosiężnej klamki,
Drzwi ulegają natychmiastowemu
poruszeniu.
Za nimi Ty... upadłeś... krwawisz...
coś szepczesz. Nie rozumiem.
Łzy spływają po mych policzkach.
Biją znajome dzwony. Jakieś kroki...
Spoglądam w okno za którym maluje się
piękny dzień...
uświadomiona twierdzę...
'To był sen, Jesteśmy bezpieczni.'
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.