pajęczy
z Mehoffera...
Sadem jabłonnym w ślubnym obłoku
kwitnienia,
siarczystym batem mrozu w twarz wietrzną
zawieruchą,
łkaniem żarliwym wydartym trzewiom nieba
nad drzewem
pozornej śmierci w dziwnym ogrodzie
trującym oddechem
zatacza się świat ... upada... z martwych
powstaje...
Nieforemną formą życia
Nieswobodną materią ciążącą ku lekkości
prochu
Doświadczam, że nie wiem nic...
Żelazne jarzmo miłości nakładam na serce
by wszystkiemu zaufać, wszystko
przetrzymać...
Wypatruję wciąż na oślep,
w ciemniejących od prawdy po brzegi
żrenicach
czy jeszcze drżąc niepewnie we mnie drzemie
rosa niebieska rozbryżnięta tęczą na nici
pajęczej
beztroskim życiodajnym dziecka uśmiechem
O brzasku znów wysoko nad glową
wznoszę ciężki od purpury kwiat życia
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.