Parasol
Chmury już zasnuły niebo
tylko patrzeć lunie deszcz!
Mówię sobie — lepiej Andrzej
ty parasol z sobą bierz.
Wyszedłem z domu na ulicę
jak bym przeczuł ,deszcz już pada.
Szarpię rączką parasola
a ten nie chce się rozkładać.
Wiatr się nagle wielki zrywa.
Deszcz ze wszystkich stron zacina
a ja ciągnę w różne strony.
Do choroby istna kpina!
No nareszcie się otworzył.
Myślę sobie Andrzej gość!
Lecz ten nagle znów się składa
a deszcz leje jak na złość.
Mokry jestem już calutki
woda z nosa ciurkiem kapie
a ja stoję na tym deszczu
mokrą ręką głowę drapię
Wiatr co z taką siłą pędził
chmury nagle gdzieś przegonił.
Wyszło słońce ,a parasol,
cieniem swoim mnie osłonił.
Zrozumiałem naraz wszystko
i odgadłem gdzie tkwił błąd.
Parasol miałem od słońca,
kłopot zatem wziął się stąd.
Komentarze (19)
A to ci przygoda:)
No cóż, każdemu może się zdarzyć:)
Pozdrawiam:)
Zrobił Cię w (o)konia :)
Przyda się tu z daszkiem czapka,
gdy parasol to atrapka.
Ciekawy wiersz i przygoda:)
Pozdrawiam
fajna przygoda z parasolem (nieraz mi się przydarzyła,
bo dziś są zazwyczaj parasole jednorazowego użytku)