Pieśń senna
Podniosłem oczy ku niebu i blask mi zwężył
źrenice.
Zrobił to tak mocno, że oślepłem na
chwilę.
Usiadłszy na ławce spostrzegłem ulice,
Te same, lecz inne, umarłe, złożone w
mogile.
Przysiadła się rozpacz, w me ucho śpiewała
swe żale;
Że wciąż błaga, by dali jej odrobinę
wytchnienia,
Że ciągle musi rozbijać innych jak statki
na skale
I nikt już nie ma dla niej sumienia.
W jednej chwili znikła, lecz następna ułuda
mami,
Szczerzy zakrwawione zęby, za nią ciągnie
krzyków procesja.
Pielgrzymi z uczuć obdarci bez zmysłów
mordują się sami.
To ja ich prowadzę. Kim jesteś? Me imię
Agresja!
Na pewno poznajesz, przecież jestem z tobą
od dziecka.
Nie trwóż się, ja sama nie krzywdzę, to mną
niszczą kraje.
To ze mnie się rodzi ta siła
zdradziecka,
Że gdy ktoś coraz mocniejszy, tym słabszy
się staje.
Wiatr powiał. Kolejny duch zniknął w
kościele.
Nagle Charon swą łodzią podpłynął.
Rzekł: Wsiadaj, czasu zostało niewiele.
Dokąd zmierzamy? Na pogrzeb tego, co
zginął.
Podszedłem do trumny, przy niej me
rozmówczynie stały.
Zajrzałem do środka, zbladłem, po czym
zemdlałem.
Tam była błękitna planeta - nasz świat
wspaniały.
Uniosłem powieki, tylko śniłem, lecz czy ze
snu się wyrwałem?
Komentarze (1)
bardzo dobry wiersz to sen a może prawda Przesłanie o
zagrożeniu naszego istnienia topnieją lody a egoizm
trwa taka refleksja W formie i treści dojrzały wiersz
Duży plus