Płonąca lina
I wciąż tłumaczę sobie
że to miasto nie jest moje
że je tylko wynajmuje
wypożyczam i używam
a następnie porzucę
mimo to szukam nadal
czegoś mi brakuje
w coś chciałbym uwierzyć
w coś pokładać nadzieję
poszukiwałem ciszy
wspaniale kojącej
czegoś
co zepsułoby mi humor
W kałużach toną kasztany
bez krzyku i zbędnego hałasu
spokojnie i przyzwoleniem
o tym teraz właśnie myślę
Balansuje klaun na płonącej linie
ostrzelany przez publikę
ledwo sapie patrząc w dół
czeka na swoje życie
Skrzywił się obraz łatwej układanki
Widzę kolejny zbliża się dzień
Przeraża swymi możliwościami
Komentarze (3)
Trochę zbyt dosłowny. Podoba mi się pierwsza zwrotka;
prosta, ale przyciągająca. Zwykła prawda w zwykły
sposób wyrażona. Generalnie zbudowałeś fajną liryczną
scenę przemyśleń, pomyśl o odwieszeniu dosłowności na
haczyku, przynajmniej na jakiś czas, wtedy będzie
pięknie ;) Plus za pomysł +
całkiem fajny :) +
Błąd w tytule. Pomysł całkiem przyzwoity. Zbyt
dokładnie wyrażasz myśli nie zostawiając miejsca na
wyobraźnię.