Pocałunek śmierci...
Wyśniłam go sobie , przy blasku świec
Zrodził się z cieni , spłoszonych
płomyków
W blasku księżyca
W niemych , sowich skrzydeł trzepocie
Wyśniłam...
Minutę dzieląc na milion
W lustrzanym wymiarze mego zepsucia
Miał zniknąć !
Jak pusta fiolka po cudownym leku
W mgły chłodnym welonie...
Miał odejść , gdy klasnę w dłonie
Gdy zdmuchnę płomień
W wiatru ciepłych szeptach
Zgładzony promieniem słońca...
Miał...
Lecz nie chce odejść !
Jawi się w czarnej sukni szeleście
W niepokornym splocie ...
Rozsypanych włosów
Wyostrzam swe zmysły
Pragnąc Go poczuć
W łodzi dotyku ...płynąć , zatracać
W zapachu...
Łzą skropionego o świcie
Żarem tlącego , po zmroku
Rozpinam sieci infantylności
Mroczne , zachłanne spojrzenie nocy
Dreszczem okryty sen mój
Skryty w chłodzie kamieni
Żąda wyniesienia , w bramach narodzenia
Łaknie co raz więcej
Grabić chce westchnienia
Pocałunek śmierci
Niesie się ku Niemu
Gdy go skradnie...
Po wieki pozostanie w mym cieniu
Komentarze (1)
przecudny wiersz!!!