Pocieszyciel...
...pól żartem...pół serio :-)
Ujmuje w dłonie twarz zapłakaną,
chce spojrzeć w oczy,lecz wzrok ucieka.
Moc pocałunków,na twarz stroskaną...
tuli leciutko,kołysze...czeka.
Jeszcze przez chwilę,łzy jak szalone,
płyną na oślep,w Jego koszulę.
Wyrzuca z siebie sny niespełnione,
On mocniej tuli i głaszcze czulej.
Lecz, nagle wszystko wokół wiruje,
ogromna siła zmysły rozpala.
Pieści ją całą, namiętnie całuje,
Ona? Pozwala, pozwala, pozwala!
Swym pożądaniem tak zaskoczeni,
spojrzeli na siebie wzrokiem nieśmiałym.
Oboje nadzy, oboje...zmęczeni,
leżeli...spełnieni na dywanie białym.
***
Nic w tym dziwnego,by w tym nie było,
Lecz oni naprawdę nie
chcieli...zgrzeszyć!
Tak samo wyszło, tak się zdarzyło...
On tylko chciał, chciał ją pocieszyć....
Przepraszam za tego "tasiemca" ale krócej się nie dało...
Komentarze (6)
Fajny... wierszyk:)
Ależ mnie się podoba ta rosnąca, nieplanowana
namiętność. Po prostu cudo!!
..tak mocno się pocieszyli, że aż ten biały dywan
zapaskudzili.........
Wcale nie taki długi - rytmiczny, dobrze się czyta,
ciekawie. Historia z życia wzięta.
Ciekawie opowiedziana historia, która wywołuje uśmiech
na twarzy, więc cel zapewne osiągnięty...
Duży plus za tempo wiersza, który czyta się bardzo
płynnie i przyjemnie...
Pozdrawiam.
A mi się ten "tasiemiec" spodobał jak diabli:) Tak to
w życiu bywa... Zaskakuje nas samych. A może tak
właśnie miało być? Może gdyby nie ta sytuacja, może
nigdy by nie pojęli, że coś do siebie czują? Piękny
wiersz.