pod parasolem czerni ...
Wrony rozpostarły parasole skrzydeł,
wiatr zawył jak gdyby ujrzał w piórach
ducha,
przestraszył się echa, które go wzmocniło,
przycupnął w źdźbłach trawy i w nuty się
wsłuchał,
gdyż deszcz zaczął z cicha wystukiwać tony,
na szklanych krawędziach zapalonych
zniczy,
w ten sposób zmarznięte, przemoczone łzami
w uśpieniu cmentarnym wiotkie palce
ćwiczy.
Mgła jak ciężka lawa, wlała gęstość białą
na wąskie alejki, by smutki osłonić ,
będzie je w spokoju oraz ukojeniu,
jak wspomnienia nieme własną piersią
chronić,
ciemność nocy w zniczach wypalonych siadła,
aby się zamyślić nad sensem istnienia,
cmentarz tajemnicą wieczności zawiany,
gdzie ślad pozostaje wyryty w kamieniach.
Komentarze (32)
Piękna, cmentarna poezja pasująca do pory roku.
I zgrabnie napisana dwunastozgłoskowcem, ze średniówką
w środku. Wiersz sylabiczny.
Ślę moc serdeczności Stefi. :)
Stefi cmentarny spacer po alejkach zawianych
złotymi liśćmi, w obliczu dogasających zniczy
robi niesamowite wrażenie. Kamienne tablice
opowiadają nam historię ludzi których już
nie ma. Gdzieniegdzie skuleni na ławkach ludzie
wpatrzeni w ogień, poprawiający zagubione kwiaty.
Pozdrawiam, pięknie oddałaś atmosferę.