podskakujemy
nie wznosząc się ponad cztery litery
swoisty kop na zachetę
kilka złudnych sekund
aby zapomieć o grawitacji
rosną góry kości
z wysuszonym szpikiem
szczyty - sięgają gwiazd
naiwne dzieci stojące w rozkroku
pomiędzy księżycem a ziemią
ciężkim butem miażdżące tę
która jako jedyna
godzi się na naszą obecność
płodzimy nowe pokolenia
co zostawimy w spadku - odrobinę tlenu
kto wie może wystarczy
do podtrzymania ognia w jaskini
w której prymitywny artysta
utrwali kolejny początek
zakodowane dyski
zawisną na piersiach wojowników
porywających się z maczugą na słońce
dopóki się nie wypali
Komentarze (38)
aż się uśmiechnęłam, ale ale z powodu refleksji.
serdeczności Danusiu
Podoba mi się ta zaduma nad losem Ziemian. Miłego
dnia:)
Wiersz ładny, chociaż smutna w nim wizja,
ale realna, ciężko to przyznać!
Pozdrawiam!
Aż tak to się ludzie nie zmienią:)
Pozdrawiam:)
Ciekawie napisane:)
Z maczugą też się porywają,
ja myślałam, że tylko motykę mają.
Mądra refleksja - potrzeba więcej pokory. Danusiu
Pozdrawiam
czekanie na godota