Pokonał mnie
był silniejszy....nie było na niego lekarstwa, żadnego antidotum...
Wpadł całkiem niespodziewnaie,
"Ból"...tylko tyle powiedział w
dzrzwiach
Zdjął ubranie,
rozsiadł się na tapczanie,
wsunął stopy w cieplutkie,domowe
kapcie...dobrze mu u mnie było,
zobaczył, że ze mną wygra....został...
Teraz niszczy mnie co dnia,
zabiera resztki życia,
kaleczy jeszce bardziej i tak już
okaleczoną duszę.....
nie musi nic mówić,
wystarczy, że jest i że odejść nie
zamierza,
że wystawia te żądne łez oczy zza
kołnierza,
on dobrze wie dokąd zmierza,
wertując moje życie zza swego
kołnierza....
znalazł, zrozumiał i zniszczył....
mnie,
moje życie,
mój świat,
i dalej sączy do mego życia swój jad
zginęłam, przepadłam,upadłam.....tylko jak tu teraz wstać??jak się odnaleźć??
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.