POWOLI ...
Powoli
Godzina za godziną
Z mozołem
Rok za rokiem
Wspinam się
Po stromych schodach
Do NIEBA.
Ze spuszczoną głową
pokornie
Unosząc otwarte dłonie
bezbronnie
Pokonuję wysokie stopnie
Do NIEBA.
Kres mej wspinaczki
niepewny
Kraniec bolesnego wysiłku
niewiadomy
Dlaczego tak ciężko mi iść ?
Do NIEBA.
Samotna .
W głuchej ciszy
Nogę za nogą podnoszę
By bliżej i bliżej mi było
Do NIEBA.
Ciężar nieznśny
uciska
Występków ołów przygważdża
Stopy do tańca nawykłe
w drodze dalekiej
Do NIEBA.
Czasu przeszłego nie liczę
O grzechach swoich zamilczę
Gdy kolanami dotykam
marmuru chłod obojętny
Na schodach , co wiodą
Do NIEBA.
Lecz pewna jestem , że dojdę
Na szczycie stanę spokojnie
Wzrokiem potoczę dokoła
Szczęśliwa
Myśli pozbieram bezładne
Z uśmiechem spojrzę na BRAMĘ
Co NIEBO za sobą ukrywa
Potem otworzę ramiona
Krok zrobię i ...
Nic nie pokona
Mnie w locie szaleńczym
Do PIEKŁA.
Kiedyś myślałam , że jestem w Niebie Dziś wiem , że to Piekło było . I choć ku Niebu podążam W Piekle się smaży ma Miłość. Predzej czy póżneij tam wrócę Diabły rogate odgonię Miłość z kotła wyciągnę I ciałem własnym zasłonię. Co dalej będzie ? No , nie wiem.... Myśl mi dokucza okropna Ze obok kotła Miłosci I Ciebie , miły , tam spotkam.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.