PRZYMUSOWE WESELE
Na wesele, na wesele!
Drzwi otwarte już w kościele,
Dzwony biją na dzwonnicy,
Wszyscy biegną z okolicy.
„Który to już jej kochanek?” -
Szmer przeleciał wśród zebranych -
„Olaboga, drodzy moi,
Pytać o to nie przystoi!”
Panna młoda już niemłoda
Wprost nieziemska jej uroda.
Welon długi, jedwabisty,
Zamaskował kształt kościsty.
Trzyma mocno oblubieńca,
Ten się cofa, jakby skręca.
Na nic maskarada cała,
Przecież ona go wybrała!
A pan młody, też niemłody,
Za to ziemskiej jest urody.
Włosy białe, cera sina,
A na twarzy bólu grymas.
Nagle burza się zerwała,
Welon pannie potargała,
Odsłoniła piszczel goły,
No i ... czarne oczodoły.
To nie kościół, to kaplica,
W dół po schodach i piwnica,
Zgrzyty zamków, jęki płyt,
A co teraz? ... – no, już nic!
Lecz za chwilę, latawicy,
Nie wystarczy ten – w piwnicy.
Znów na łowy wyjdzie ona,
Długowiecznie poślubiona.
Ledwie męża przytuliła,
Już innego wymyśliła,
Już innego, ta zaraza
Wnet zaciągnie do ołtarza.
Nałogowa panna młoda
- Taka widać jej uroda.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.