Przytul mnie na pożegnanie
Kiedy przyszedłeś do mnie tamtego dnia,
chciałam Ci tyle opowiedzieć, wyznać.
Chciałam mówić, krzyczeć. Wyrzucić z siebie
zło, wszystkie koszmary przeszłości. Cały
ten syf drzemiący we mnie. Wygodnie
rozwalił się na pluszowej kanapce w moim
sercu. Co wieczór przypomina o sobie, dając
mi do zrozumienia, że szczęście zostawić
mam innym. Przyprowadził ze sobą strach i
teraz obaj siedzą, rżną w karty, pociągają
whiskacza i śmieją mi się prosto w twarz.
Chciałam pokazać Ci ich, poprosić byś
pomógł mi ich wyrzucić z mego życia.
Stchórzyłam. Zamiast tego przygotowałam
kolację, rozpaliłam ogień w kominku,
przylepiłam uśmiech do twarzy, włączyłam
nastrojową muzykę...
Kiedy zaczeliśmy się całować, chciało mi
się płakać. Taki obcy byłeś przez swą
niewiedzę. Jakby za plastikową zastawką.
Szeptałeś "Kocham Cię", ja myślałam "swoje
wyobrażenie o mnie, bo mnie przecież nie
znasz, nic o mnie nie wiesz". Ale tak
bardzo bałam się, że nie zrozumiesz, nie
zaakceptujesz, odejdziesz... W Twoich
oczach widziałam pożądanie a w głowie
huczało - "gdybyś wiedział, byłoby w nich
obrzydzenie i pogarda". Kiedy pieściłeś
moje ciało, wyobrażałam sobie, co byś z nim
zrobił, gdybyś znał prawdę o mnie. Oczyma
duszy widziałam uderzenia, plunięcia.
Celnie wymierzane razy. Kopnięcia.
Kiedy zasnąłeś, wymknęłam się do łazienki.
Nie byłam już w stanie dłużej powstrzymywać
łez. Piekły mnie pod powiekami. Wypalały
kolejne blizny na policzkach. Chciałam tłuc
głową w ścianę, krzyczeć, rozwalić coś. Ale
po prostu wróciłam do łóżka. Patrzyłam jak
spokojnie śpisz, uśmiechając się do siebie?
/do mnie?/ do świata? Wtuliłam się w Ciebie
i czekałam na sen. Długo nie chciał
przyjść, ale miarowy, rytmiczny głos bicia
Twego serca przyniósł w końcu
uspokojenie.
Kiedy rano wyszedłeś, wiedziałam już, że
nie chcę tak dłużej żyć. Żyletka. Szybkie
głębokie cięcia na nadgarstkach i powolne
zapadanie się w ciemność. Błoga cisza i
ciepło. I znikł strach, lęki obawy. I tylko
żal było tych nieprzeżytych jeszcze,
wspólnych z Tobą dni.
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam Ciebie,
bandaże i białą, sterylną pościel. I łzy na
Twoich policzkach. Trzymałeś mnie za rękę i
szeptałaś "Nie opuszczaj mnie".
Opowiedziałam Ci wtedy moją historię i
poprosiłam, byś znikł z mojego życia.
Teraz, już, natychmiast. Płakałeś. Mówiłeś
"Kocham". Nie chciałeś odchodzić. Ale ja
zbyt bałam się zobaczyć kiedyś w Twoich
oczach obrzydzenie, by pozwolić Ci
zostać.
Kochałam Cię. Nadal Cię kocham...
Kiedy przeczytasz ten list, mnie już nie
będzie. Nie wrócisz wcześniej z pracy, by
znaleźć mnie w kałuży krwi. Uciekłam na
tyle daleko, by nie pozwolić się odnaleźć.
Będę czuwać nad Tobą. Obiecuję. Zapal
czasem świeczkę za mnie. Jesteś moim
najpiękniejszym wspomnieniem.
Przytul mnie na pożegnanie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.