Rannym świtem ...
Mariuszkowi ...
... umierałam rannym świtem
gdy Twe dłonie mnie kochały
z promieniami poranka
odejść ode mnie nie chciały ...
... nasycałeś się mym ciałem
otulałeś mym oddechem
zabierałeś każdą chwilę
przepełnioną mym uśmiechem ...
... moje piersi tak zmęczone
konające z bólu uda
tak nie chciały oddać
porannego światu cuda ...
jeszcze tego nie wiesz...ale ja wiem, że czytasz moje wiersze w biurze...tym cudem kochany może być nasz dzidziuś...
Komentarze (8)
ładnie i odwaznie piszesz zapraszam do przeczytania
moich wierszyków
umierałam rannym świtem
gdy Twe dłonie mnie kochały
sliczny wiersz podziwiam
Pięknie, pieknie i jeszcze raz pięknie.
delikatny czuły...... namiętność zbudzona o poranku
....juz w myślach oczekuje na
wieczór...spełnienia...pieknie...pozdrawiam...
Życzę Wam więc najpiękniejszego i najbardziej
kochanego Cuda na świecie Jak wiele radości z
nieprzespanej nocy:)Pozdrawiam
Jesli cud tak powstaje... Bo powstal swietny erotyk :)
Ladniutki, cieplutki, pobudzający zmysły. Pozdrawiam.
Umierać ze szczęścia jest naprawdę przyjemne!!!
Cieplusieńki wiersz.