Sąd sznurów.
Dziś tworzy się nowa historia. Bóg jest po
ich stronie, a w lesie siedział diabeł z
procą...
Nie chcę już słuchać tego bełkotu! Zaleję
uszy ołowiem. Wydrapię sobie oczy.
Lecz swędzi i dusi. Paranoja zatacza coraz
szersze koło,
wszyscy mają ich krew na rękach. Święci za
życia. Smoleńskie Anioły.
Nienawiść i wojna. Brat znów uderzy w
brata.
Prawda może być tylko jedna. Warto za nią
zabić?
Wskazują coraz śmielej, jutro zwołają sąd
ze sznurami,
już nie będzie śmiesznie. A potem
następnych. Aż zostaną sami.
Więc będą nas wieszać? Czy to tylko
przenośnia obrońcy na haju?
Skąd ta nienawiść? Kto rzuci ostatni
kamień?
Spójrz na ulicę, szeroko rozwartymi
oczami!
Widzisz te trupy? Tysiące! Miliony!
Przykryłbyś nimi cztery święte lasy.
Zajrzyj pod ziemię. Tam tez pozostało
wielu.
Rozkop cmentarze i dokonaj autopsji. Pół na
pół. Starczość i pech w pewną słoneczną
niedzielę.
Nikt tu nie rozdaje broni i nie pociesza
towarzyszy,
że zaraz się skończy, tylko wszystkich
wyłapać trzeba i pozamykać.
Nikt tu nie zasiada w komisjach, co
najwyżej obrazi się na Boga i starci
wiarę,
Nie powołuje batalionów walki o prawdę.
Prawda jest taka, że każdy kiedyś umrze,
tak, czy inaczej.
A może śmierć zawsze jest zamachem? Może
wszyscy powinniśmy zwariować?
Oskarżmy każdego! Niech teoria spisku
zaleje domy, szkoły i przedszkola.
Niech każdy ma krew na rękach! Bo czemu
miałby nie mieć?
Oskarżajmy wszystko dokoła! Czy właśnie
tego chcecie?
Smoleńscy męczennicy zabici za heroiczną
walkę o dobro każdego rodaka.
Wypadek? W wypadkach giną szaraki. Ich mamy
w d...! Tu się mówi o ostatnich
Polakach!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.