Skorpion
Kiedy noc nie może spać
i sen najmilszy, najprostszy -
nie jego to czas - by trwać
tańcząc na noża ostrzu.
A kiedy jednak mrokiem zaśnie
na ścianach życie - jak trucizna -
zaklętą wiarę w dziwnych baśniach -
poeta bezsennością wyzna.
Kiedy już wisząc na szubienicy,
zaspane drżą powieki - grzesząc,
pod murem twardo stoi bicykl -
a miasto - nie wiem, może Rzeszów?
Kiedy wypełźnie spod kamienia
nieistniejący kolec - skorpion -
jadem w proch duszę pozamienia
z prędkością nuklearnych torped.
Kiedy już wszystko będzie jasne –
gdy dniem powita mrok - poranek -
zatruty jadem także zasnę -
jednak oddychać nie przestanę.
Widzę wszelako, czym twa ziemia
poeto dumny, jakże przetrwasz,
kiedy żeś pokarm - jak artemia
w akwariach pozatapiał - w szeptach?
Noc już daleko w swym rozkładzie
ścieżkę gwiazdami - milcząc kropi,
w skorupie chowasz lęki gadzie -
jad swój popijasz niczym doping.
Komentarze (4)
:)
Podoba mi się, ale gdzieś go już czytałam. Nie
pamiętam gdzie.
podoba mi się dobór słów w wierszu, jego klimat i rytm
Refleksyjny,fajny wiersz! Pozdrawiam:)