W skórze asfaltu
Niska jazda zimowego słońca
nad horyzontem,
pogrąża miasto w długich cieniach
wadliwych snów.
Źyjemy z obojętnością,
jak niewolnicy
z góry ustalonej
między ścianami codzienności.
Z tłustym olejem desperacji,
drapiemy nasze krzyki rozpaczy
głęboko w skórę asfaltu,
pośród wszystkich innych blizn.
Ale wiśnie już kwitną
i nawet w nocy można je zobaczyć.
Przemienić światło księżyca i gwiazd
do buntu dla wszystkiego,
kto potrafi rozszyfrować wątłe runy
z miękkich liści.
Komentarze (2)
Dobry, refleksyjny wiersz.
Pozdrawiam serdecznie :)
jak zwykle bardzo poetycko, pozdrawiam:)