Śledzik musi być, cz.2/4
cd.
W sobotnie popołudnie wszedłem w gościnne
progi lokalu. W drzwiach na chwilę
zatrzymałem się i odwróciłem. Przypomniałem
sobie nie tak dawne zdarzenie ze szkoły
średniej – przecież prawie w tym samym
miejscu profesor Dzik podejrzewał mnie o
nienoszenie tarczy szkolnej. Uśmiechnąłem
się; ech, dobre to były czasy. Teraz już
byłem dorosły i nie tylko nie musiałem się
martwić, jak ukryć tarczę i jednocześnie
mieć ją na podorędziu „w razie nagłej
potrzeby” jaką było chociażby pojawienie
się na ulicy profesora Dzika, ale mogłem
jawnie wejść do baru z wyszynkiem. Dobra,
koniec rozpamiętywania minionych czasów,
teraz czekała mnie nowa próba, dozwolona
tylko dla ludzi pracy.
„Warsztat” zaraz obstawił wysoki stolik,
bez krzeseł, dla klientów stojących.
Podszedłem do lady barowej.
– Dzień dobry. Po setce dla każdego –
zadysponowałem dziarsko u barmanki.
Starałem się nadać brzmieniu mego głosu
intonację stałego bywalca podobnych lokali.
– A do tego? – Barmanka przestała wycierać
szklankę i odstawiła ją na blat.
– Co, do tego? – Zdezorientowany,
machinalnie zapytałem.
– Zakąska musi być. – Wzruszyła ramionami,
zniecierpliwiona głupim pytaniem. – To, co
normalnie?
– Aa… tak, to co normalnie.
– Już podaję.
Barmanka znała swój fach. Nie minęła
minuta, a na naszym stoliku wylądowała taca
z dwudziestoma kieliszkami
„pięćdziesiątek”. Za chwilę doniosła na
talerzyku „to, co normalnie” – widelczyk i
dziesięć małych kawałków śledzika z
cebulką. Po jednym na każdego z nas.
Spojrzałem na tę furę jedzenia, przełknąłem
ślinę i zadysponowałem ponownie:
– Niech pani jeszcze przyniesie tego
śledzia, tyle samo. Aha, i chleba.
– Młody, coś ty taki rozrzutny? – wtrącił
się majster. Podniósł rękę i poprawił: –
Wystarczy chleb. No to, młody, oby tobie i
nam się…
Wzniósł do góry kieliszek. „Oby!”
odpowiedzieliśmy dziewięciogłosem. Szef
stuknął swoim kieliszkiem w mój, a
następnie po kolei wszyscy z kolegów.
Przełknąłem bezbarwny płyn, zapiekło.
Wziąłem widelczyk i dziabnąłem nim w
śledzika. Majster momentalnie położył rękę
na mojej dłoni:
– Zdzisiek, masz za dużo forsy? Śledzik
musi być, jakby kontrol wpadła. Będziesz
nową zakąskę zamawiał?
– Aa… ale chciałbym przegryźć. Chleba
mogę?
– Chleba możesz. – Uśmiechnął się, łaskawie
pozwalając na taką, niezbyt wielką
rozrzutność. – Szefowo! – krzyknął do
barmanki. – Dzbanek z mineralną!
– Już się robi, panie Czajkowski! –
odkrzyknęła. Ho, ho, majstra tu dobrze
znają?
Tęsknie spojrzałem na talerzyk. Śledzik
kusił, zachęcał do skubnięcia… ale szef to
szef! Dba o nowych, aby zbyt dużo nie
wydali na wkupne. Dobrze trafiłem!
– No to, na drugą nóżkę, aby się nie
kolebać. – Ponownie zainicjował, wznosząc
drugą pięćdziesiątkę do góry. Widać nie
pierwszy raz pełnił honory „wprowadzającego
do zgranego zespołu elektryków”.
Wypiłem. Odchrząknąłem, próbując opanować
palenie w gardle. Że też nie zjadłem
obiadu; naiwnie myślałem, że napełnię
żołądek tutaj, nie chciałem go przeciążyć.
Ot, brak doświadczenia. A kiedy miałem je
zdobyć?! To przecież mój pierwszy raz.
Ponownie tego błędu nie popełnię –
wcześniej zjem porządnie; o ile jeszcze
będę miał okazję na ten drugi raz.
Poczułem na sobie wzrok majstra, więcej niż
wymowny – tak wyrazisty, że nawet plakat
dużymi literami wypisany nie byłby bardziej
dosłowny. Uniesione brwi tylko wzmacniały
niewypowiedziany przekaz. Jednak szef ma
podejście do młodych ludzi, wie, jak im
poddać konkretną wskazówkę życiową,
ukierunkować sposób dalszego postępowania.
Do tego swoim doświadczeniem wspiera ich
delikatnie, nie woła wniebogłosy, aby inni
usłyszeli…
– Szefowo, jeszcze raz to samo! – Szybko
wprowadziłem w czyn niewymowną
podpowiedź.
cdn.
Komentarze (29)
Sympatyczny wiersz, czekam na kolejną część opowieści,
pozdrawiam;)
Mnie się tam nic nie urywa... ;)
Oj, skończy się zapewne urwanym filmem. :)
Podoba mi się Zdzisławie, pozdrawiam.
Nie szkodzi, że się teraz wypowiedziałaś, Niezgodna...
jakoś przeżyję ;)
...miałam się wypowiedzieć, po 4-tej części...powiem
już teraz, czekam na ciąg dalszy:))
dobrej nocy
Turkusowa Anno, miło, że się podoba :)
Przeczytałam jednym tchem i czekam co dalej.
Pozdrawiam :)
Waldi, a kto Tobie alkohol proponuje?! Za młodyś
jeszcze :) Śl;edzik wystarczy.
Mariat, to już jest druga część. A wspominki nasze,
polskie, tradycyjne. Po cóż wymyślać, jak życie samo
tematy daje?
Coca już była, ale w dalekiey stolycy naszey
ukochaney, nie na prowincji. Nie wspominając o
cenie...
Jastrz, redakcja to nie zamknięta fabryka, ze
strażnikami na bramach. Mus był na zewnątrz wkupne
organizować.
Mus, Jelonku. Czasem trzeba było się wznieść ponad
swoje chęci/niechęci.
i może być Coca. I Cola też niech leci do studni. Bo
Pep si senior, si - może zabraknąć.
Czy to wspominki z Canady? Czy polska fantazyja panie
dziejku? Ale dawaj pan tę drugą część i nawet śledzik
też nie zaszkodzi.
całe szczęście śledzika lubię... ale alkohol odpada
...
No jak musi, to niech będzie, mówi się trudno.
Serdeczności.
Pamiętam takie knajpy, aczkolwiek u nas, w redakcji,
obyczaj "wkupnego" kultywowało się w pracy po
godzinach.
Niektórzy rodacy mają inne zdanie,
nawet i poza granicami kraju, wielokrotnie mogłam się
o tym przekonać zetbeko...
Dobrej nocy życzę.