Słoność
Oczom Moim Kochanym
Nieledwie błysk oczu
w moich się odbijał
Wyżarzył, jak meteor -
w letnią noc bez światła.
Dopiero co uśmiechy,
na ustach wzeszły Słońcem,
od szminki, jak zachody,
albo po świtaniu.
A już za chwilę z uciechy
w smutki wracasz, drwiące
z mojej czułości, co w mowie,
uczynku i zadbaniu.
A zechciej mi powiedzieć,
wyjaśnić brak promieni,
gdy jasność widziałem
wewnątrz ciemnych źrenic,
przez chwilę -
a może przez lata, długo.
Jak długo?
W zasadzie na tyle,
że do końca Świata
lśnić mi będziesz.
Więc nie mów, że kłamię,
to niesprawiedliwe.
Byłaś Ty, byłem ja -
i uśmiech był jeszcze.
Więc jak to możliwe,
powiedz, że dłonie składasz
smutne na mej głowie,
zroszone słonym deszczem.
Komentarze (7)
Piękny wiersz
Czułam potrzebę,by przeczytać raz jeszcze.Zapada w
serce ten smutek za tą miłością,co iskrzyła radością
oczu. Pozdrawiam.
lirycznie z nadzieją na uśmiech losu +++
Wzruszająco.
Pozdrawiam.
Lirycznie. Pięknie. Smutno.
Galeonie, urzekasz.
Puenta daje nadzieję, że Kochane Oczy
uśmiechną się do Ciebie.
Słonecznego dnia:)
Możesz zrobić tak, by te kochane zaczęły się
uśmiechać.
Sloność łez jest bardzo wymowna