ŚMIERĆ TYMOTUSZA
Tymoteuszowi - mojemu drzewu, dwa dni po Jego ścięciu.
Już nie widzę zieleni nieba.
Już nie słyszę szumu Twych liści.
Już nie widzę kropel deszczu spływających
po twej korze.
Już nie...
Pewnego ranka się obudziłam, a Ciebie już
nie było.
I nie było mego spojrzenia w Twą koronę...w
ciszę jej tańca...
I nie było sensu pytać: dlaczego?
I zastanawiać sie : Po co?
Już nie...
I tak Cię nie było...
I nawet nie czułam złości a raczej ból.
I serce złamane na pół, jak Twe piękne
ciało przecięte przez obcych.
A w duszy krzyk : "NIE!"
I moja bezradność.
Za późno na łzy,
na ratunek,
na kawałek Twojej pamiątki.
Za późno...
Już Cię nie było...
A teraz patrzę na dziurę w TWOIM niebie.
Na miejsce bez Ciebie.
Na pustkę w mym sercu,
na pamięć w mej duszy.
A jutro jak sie obudzę,
już Cię nie będzie.
Już nie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.