Smok
Powiem o smokach wulkanach Ziemi
co plują w złości gradem czerwieni
to wszystko z przyczyn dobrze nam
znanych
bólów i cierpień nagromadzanych
Wulkan jak człowiek żyje oddycha
w błękitne niebo często też wzdycha
i dotąd ta góra żyje w spokoju
dokąd jej kwasy nie toczą boju
Radość i uśmiech jak Słońce na niebie
nie zawsze obecne w życiu dla ciebie
ustąpią niekiedy miejsca ciemności
smutkom ogólnie zwanym przykrości
A gdy obecność ich się wydłuży
czas twego życia dziwnie się dłuży
dowodem zaś myśli niepokoju
są iskry gniewu zbrojnego roju
Wtedy żołądek główna komora
jak w niestrawności czuje że pora
kipi i drży miotając ciążeniem
z żałosnym rykiem sączy strumienie
Chmury popiołów unosi twa głowa
przez stożki wypływa lawa magmowa
ślizga się stokiem ogień uśpiony
upust dla gniewu żal złagodzony
A gdy już oczyści rozum i ciało
uśnie spokojnie choćby też dniało
bowiem to słonko co zawitało
zatraci wspomnienie że kiedyś bolało
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.