Śniąc
Nijak Cię w sen wkląć nie mogę
Choć depczesz neurony niezgrabnymi kroki
Gdy ugniatam łóżka doliny
Lewe i prawe boki
Chociaż na podołku lądują perły śmiechu
Nijak pauzy oddechu
Między nuty nie zmieszczę
I szesnastkowa to za dużo jeszcze
Już snuboginka z ciemniej otchłani
Podnosi przekrwione oczy
Już na powieki moje ta pani
Nakłada ciężaru szept uroczy
I opowiada
Żeśmy przechodzili przez kwietną arkadę
Że Ty miałaś suknię i buty flamenco
Że ja miałem szpadę
Że nam żaby śpiewały w biurowcu
Przy każdym drzwi windy otwarciu
Żeśmy stanęli na słońca pokrowcu
Żeśmy ze śliny zrobili cudowny lek
Przeciwko kolan obtarciu
Żeśmy komecie warkocz ukradli
I w chmury spadli
Wtem budzik nagli
A niech go diabli!
Komentarze (6)
ten styl narracji w ktorym nie znienilabym ani jednego
slowa/ lykam kazde slowo!
ależ urocze, jak na dwa białe piórka - to nawet za
ładnie, chodzi mi o rymowanie.
miłość na jawie - czy sen ale ciekawie napisane:)
pozdrawiam
taki piękny sen i masz ,koniec!:) rozśmieszyło mnie
zakończenie ,chociaz powinnam chyba w tej sytuacji
zachować powagę:)
bardzo mi się podoba Twój sen - czytam go z ciepłym
uśmiechem i rozrzewnieniem - żaby śpiewające i słońce
w pokrowcu - super zakręcone , ale takie właśnie są
sny:))Pozdrawiam
No wlasnie niech go diabli (ten budzik)Milo bylo
przeczytac.Pozdrawiam serdecznie:)