sobowtóry i cienie
Rygle bram,fortu snów usunęli,
końca toksycznej nocy strażnicy.
Bliscy magicznej odkrycia formuły,
przed dniem,w swych wieżach się skryli.
Na skraju olśnienia alchemicy.
Orszaku promieni słońca wyrusza,
posłaniec w mrok zrzucony.
Zza srebrnej tarczy księżyca,
sobowtóry wysyła,i cienie,
w świat z zimna skurczony.
Między dzień,a kres nocy,
asymetrią świtu zwabiony.
W otchłani pogrążam się chaosu.
Odeszły gdzieś moje anioły.
Sobowtóry tylko,i cienie losu.
Nadchodzą dnia demony...
Komentarze (1)
O ile poprzednie twoje wiersze robiły na mnie
wrażenie, to ten jest dla mnie mało czytelny,
przemawia do mnie jedynie ostatnich 5 wersów. Wydaje
mi się, że inwersja i ładne/odpowiednie brzmienie
wersów przytłumiły sens wypowiedzi. Nie wiem też czy
interpunkcja oddaje twoje myśli, np. strażnicy są
bliscy odkrycia formuły przed dniem czy przed dniem
skryli się w swych wieżach? itd Może podział na
strofki uprościłby sprawę, albo może ja dziś nie mam
lotnego umysłu... Tak czy inaczej ciekawie piszesz