Spacer
spacer ulicami...
Po górach i dolinach moich
Spływa eliptyczna bryła
Słonej wody
Śnieg – biały
Płatki
Jak ludzie – podobni do siebie
A nie ma dwóch identycznych
Zimny
Jak serce człowieka nieczułego
Na miłość innych
Roztapia się
Na mojej twarzy i spływa powoli
Razem ze słoną wodą
Wyglądam żałośnie w szatach smutku
I w barwach ponurych, prawda?
Wiatr – przenikliwy
Jak oczy człowieka poszukującego prawdy
Lodowaty
Jak twoje oczy które nie chcą przyjąć w
ofierze mego serca
Wieje i we współpracy
Ze śniegiem wydatnie oziębiają moje
ciało
Biała zamieć
Tak okrutna do zniesienia na świeżym
powietrzu
Zwłaszcza gdy w mieście nie mam przyjaciela
którego mógłbym odwiedzić…
Kapsel – zielony
Po soczku co wyszedł z fabryki
Jak wszystko co istnieje dzisiaj
Z wyjątkiem Ciebie
Leży i zawadza powietrzu i ludziom
Którzy nie stąpają już po tej ziemi
Ziemia
Skuta lodem
Twarda i nierówna dla wszystkich
I dół
W którym spocznie moje serce
A ja odejdę jako żywy trup
Perpetuum mobile bez serca.
Rozmawiam z Tobą – czuję że jestem
tylko przedmiotem
Cóż za dziwne uczucie? Sam nie wiem co to
jest co we mnie się rodzi
Lodowaty śmiech, pełen okrucieństwa,
ciekawości, radości(?) zbrodniarza
Chcę iść do lasu i zakopać serce i jak ty
czatować na innych,
Łapać i niszczyć i sycić się cudzym
cierpieniem…
Jednak nie potrafię tak…
Dlaczego?
Bo we mnie jest też wiatr
Ale gorący
Jak wiatr słoneczny
Pełen ognia i błysków elektryczności
We mnie serce gorące jak słońce…
Przykro mi – nie umiem go
zgasić…
To słońce świeciło dla Ciebie
Ale Ty
Wolisz zamknąć się w
Vacuum
I nic nie odpowiadać
Wybierasz łatwą drogę
Więc idź
rozdeptanych marzeń
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.