Spragniony krwi
Zabłąkane w ciele,
Niezwykle silne i mroczne,
W przestworzach dusz i serc,
W myślach i przed oczami.
Wśród ciemnych drzew wędrują powolutku,
Gdzie ludzkie serca biją samotnie.
Podążają za cieniem pachnącej życiem
skóry,
Zagubiło się jedno z posłańców,
Dziecię Piekielnego...
Zbyt daleko by odnaleść ich,
Zbyt mały by iść sam,
A jednak był potomkiem siły,
Coraz ciemniej i mroczniej,
Wtedy budziło się życie.
Płynie gęsta, magiczna krew Piekła
styworzyciela,
Nienasycona i głodna oddechów
człowieczych,
Dziecięcych oddechów....
Przed szyderczym uśmiechem niewinne
kilkuletnie
Małe i dobre od Ojca z powłok chmur....
Czymże zawiniło, że ni się odwrócił a oczy
zasłonięto szorstką skórą grubą,
Niewidzialną a silną i twardą,
Jakby była naprawdę,
A ptaszynka nie widziała nic przed sobą.
Jakby oczka zamknięte miała.
Lecz nie było chwili by się zorientować,
Zawołać o pomoc, krzyczeć!!
Miało zbyt mało sił....
... A ciemna, młoda krew płynęła po
policzku zmarźniętym...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.