Stacja
Nie mogę już doczekać się stukotu kół
pociągu,
który przywiezie szczęście mego życia.
Pragnę uczcić tą chwilę minutą ciszy...
Padam więc na kolana, dziękując każdej
cząstce wszechświata za Twoją boską
istotę.
Nie jestem godzien byś przyszła po mnie w
godzinę swej chwały.
Na naszym podwórku już nikogo nie
zastanę...
Poszli wszyscy świętować, nie pamiętam
dokąd,
wspominali coś o wielkiej górze wznoszącego
się feniksa.
Patrzą na nas z góry nasi pobratyńcy.
Jakkolwiek by to nie wyglądało jest
szczere.
Stoję na stacji wpatrzony w zwierciadło
tego czego nie czas mi oglądać.
Konduktor przechadza się mimowolnym
krokiem,
jakby ponad marzeniami pustych głow
codzienności.
Zgaduję zatem, że jesteś przybyszem z
daleka...
Nie mogę już doczekać się jutra...
pozwól tej chwili spokojnie kołysać się
wsród fal.
Żyć juz nie dają mi ludzie,
wciąż prosząc o przysługę.
Przejechał pociąg...
mogę już wracać do domu,
on nigdy nie staje na tej stacji...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.