Staruszek i okręt
Na głównej ulicy małej mieściny
ciemnej i pustej, że nic nie dojrzysz
dzierży staruszek w swych rękach liny
wśród zaokiennych spojrzeń wymownych
Wśród mroków nocy tuż ponad dach
wielki jak pień największej sosny
kładzie się cieniem fregaty maszt
w pokład wrośnięty i jakże wyniosły
Przed laty jeszcze był się zaciągnął
jako marynarz przygody żądny,
by dziś przysięgi słów stać się godnym
ciągnie swój okręt wciąż życia głodny
Latami pchany żagla otuchą
Ameryk obu odkrywał ziemię
Teraz, gdy całe wiszą w okruchach
spłaci swój dług, to jego brzemię
Komentarze (7)
Ładnie.
Z przyjemnością przeczytałam.
Refleksyjny bardzo wiersz.
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie zna życia kto nie służył w marynarce... :)
Miło było poczytać taki obrazowy, refleksyjny wiersz.
Pozdrawiam :)
Bardzo ciekawie.
nietuzinkowo, ale obrazowo o żegludze życia pewnego
marynarza.