Starzec
Chciałbym wyobrazić sobie Starca
Na ławce z filiżanką herbaty w ręku
Co dąży ku wiośnie o zapachu marca
Z głodnym wróblem bez zwierzęcego lęku.
Chciałbym być zapowiedzią nadchodzącego
zaćmienia księżyca.
Totalnego zaćmienia bez niczyjej
obecności.
Wyraz wrogiej poczytalności,nieprzeczona
obietnica.
Zapomniałem przed snem policzyć swe
kości.
I oto z pyłu wyłania się zrogowaciały
kształt.
Ośmielam się myśleć,czynić,mówić.
Na nierównym piedestale wytrwale będe
trwał.
Będe lekko krwawić,kroplami krew gubić.
I nie obawiam się bólu!
Zadaj go...
bezsumiennie...,
majestatycznie...,
prawidłowo...
Bez zbędnego grymasu,niepewności i
trudu.
Strudzony wędrowiec świadom swych
ułomności.
Cudzą dlonią pokieruje dążąc do ufności.
A kiedy coś tracisz,coś zyskujesz.
Cały świat wokół głowy kręci się i
wiruje.
Więc firana z lekka odchyliła wewnętrzną
część okna.
Nos przyklejony do szyby,wzrok chwilowo
wyostrzony.
Nie wychodzisz z domu bo nie wiesz co cię
spotka.
Bóg zrzuca linę dla ludzi nieodwracalnie
zagubionych.
Wyobrażalnie niedocierająca wydaje się
starość.
Wolę wyobrazić sobie szczęśliwego lecz
obcego Starca.
Starca z filiżanką herbaty w niezdarnej
ręce.
Z litościwym gestem skinienia głowy w
wielkiej podzięce.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.