Stojąc na skrzyżowaniu
Stoję tam gdzie dróg jest rozwidlenie
modląc się o twórcze natchnienie
Stoję tam zupełnie rozżalona
że gdy źle wybiorę, znowu wpadnę w Twe
ramiona
do wyboru mam dwie drogi na skraju lasu
a na decyzję o wyborze niewiele mam
czasu
jedna droga żarzącymi węgielkami jest
usłana
a ta druga ostrymi szkłami posypana
stojąc boso, jedną z nich muszę wybrać
by tę walkę toksyczną, kosmiczną w końcu
wygrać
Idąc szklaną pokaleczę me stopy
niezagojone
rozrywając świeże rany niezabliźnione
dotrę w końcu do powierzchni równiutkiej
lecz me rany nie zagoją się na tej drodze
malutkiej
bo ledwie ze szkła bosą stopą zejdę
to szybko z powrotem na nie wejdę
nie łatwo jest zrzucić takie zaklęcie
jeśli nowa porcja szkieł czeka już na
zakręcie
ale gdy wejdę na drogę usłaną wegielkami
to zaraz niebo ukaże się nad nami
wystarczy, że przejdę ten ciężki odcinek
na końcu drogi odnajdę ten wspaniały lek
który na zawsze już zabliźni me rany
gdyż będzie tam leżał miodek wylany
i nie można mi zbaczać z drogi pod żadnym
warunkiem
nawet gdyby kuszono mnie wspaniałym
trunkiem
bo wtedy znowu wszystkie rany się
otworzą
a wtedy nawet inni ludzie mi nie pomożą
więc wkraczam na boso na tor węgielkowy
i wszyscy wtedy chylą swe głowy
ale po paru metrach zaledwie niestety
w mej czaszce rozum zakrywają jakieś
tapety
i zmieniem kierunek mojej podróży
biegnąc po szkłach w stronę czerwonej
róży
to nie widmo, nie zjawa, nie kawał
łysiny
to on trzyma kwiat w ręku na przeprosiny.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.