Strzał cudu
Słońce pojawiło się na samym szczycie.
Ja także się tam zjawiłam.
Roześmiana, pełna energii dziewica.
Maszerując w stronę lśniącej gwiazdy nie
myślałam nad tym, co los może mi dać.
Co ja mogę ofiarować w zamian.
Po prostu szłam i trwałam.
Aż w końcu zdarzył się cud.
Nieosiągalny dla zwykłego człeka.
Porwał mnie w przestworza.
Wybił nad wszelkie cudy, myśląc, że coś tym
osiągnie.
Nie stworzył niczego dla mnie, siebie sam
ośmieszył, a jednak ja byłam tam.
Wirowałam wśród planet i gwiazdeczek.
Pełna nadziei na lepszą przyszłość...
Nie wiem dlaczego, ale nie przypadł mi do gustu ten wiersz. Napisałam go pod wpływem jakiś dziwnych emocji, które pulsowały we mnie któregoś dnia. I tyle z tego wyszło. Pozdrawiam czytających!
Komentarze (1)
Zwykła euforia. Może być. Pozdrawiam.