Sukces, a rodzina...
Wyłapał moment, wkroczył na szczyty,
Odpowiednia chwila, by wszyscy
krzyczeli,
Miał szczęście, że został skarbem
odkrytym,
Nie ma zamiaru sukcesem się dzielić.
Wskakując na góre, nie spojrzał za
siebie,
Nie zważał na bliskich, po prostu
zostawił,
Wolał sam na szczyt daleki przebiec,
Powinien się teraz sukcesem dławić.
Co z tego, że talent, jak rodzina jest
sama,
Nie chce się przyznać kim był w
przeszłości,
Każda twarz rodziny strasznie zapłakana,
A teraz już nawet w domu nie chce
gościć.
Zapatrzył się w siebie, częsty
przypadek,
Bliskich ma w nosie, a bliscy tęsknią,
I choć sam świetnie daje sobie rade,
To rodzine tak raniąc, okazał się
bestią.
Jak czuć się może każdy z rodziny,
Kiedy kontaktu nie ma żadnego,
To chyba wszyscy świetnie widzimy,
Czują się zwykłą śmieci stertą.
Widząc to z boku szczerze współczuje,
Mieć w rodzinie padalca jest strasznie
bolesne,
A tak było pięknie, gdy było normalnie,
Dla nich to gorsze niż kary cielesne.
Komentarze (2)
Całkowicie obiektywnie (zresztą jak zawsze) opinią
stwierdzam, że ten wiersz jest świetny :) Bardzo mi
sie podoba :)
Taki... pouczający.
Oby tak dalej ;)
Bliskich ma w nosie a bliscy tęsknia - niestety "woda
sodowa uderzyła do głowy" Tak się zdarza często.
Dla kariery gotów był poświęcić rodzinę. Należy tylko
wpółczuć- jemu też.
Wymowny w swej treści wiersz, mądra ciekawa treść.