Święty Krzysztof (Mój wolny już...
Na Golgocie cisza,
wszystkie żywe dusze odeszły,
na końcu matka,
został ból głowy,
pod czaszką korona cierniowa,
wbija się w mózg,
a w środku śliski krzyż,
po, którym wspina się mały Krzyś,
pragnię dotknąć przecięcia pali,
samego środka, kwitnącej róży.
Widząc to wzburzony Ojciec,
rozrzucił go na odległym lądzie,
by się pozbierał,
instynkty zamknął w nosie,
do pierwszego przeziebienia.
Po wiekach Krzysztof wyrósł,
na olbrzyma z grubą skórą,
mieszkał pod dachem najstarszego,
wulkanu,
całe dnie spędzał nad,
pełną jadu, żmijową rzeką,
przenosił z brzegu na brzeg,
podróżników z przyrośniętym do brudnych
ciał plecakiem.
Był mostem dla mieszkańców,
Czytał wiele magicznych ksiąg,
powstrzymywał lawę z wulkanu,
oczyszczał skóre z mchu,
nosił coraz cięższe brzemię.
Aż wreszcie i ostatecznie,
pojawił się przed nim mały blondynek z
plastikową koroną,
poznajesz mnie zapytał,
wskoczył na plecy i kazał nieść przez
rzekę,
Krzysztof pod ogromem ciężaru padł na
kolana,
wiedział że teraz musi się modlić,
powoli unosząc wysławiał Ojca,
Blondynek śmiał się i pokrzykiwał,
mój bracie kiedyś chciałeś mnie dotknąć,
teraz niesiesz całego
i swój wykreowany świt, dzień i
zmierzch,
wszystko co upojone grzechem,
Przenieś mnię Święty Krzysztofie na drugi
brzeg,
a smok od Jerzego pozwoli na
ukrzyżowanie.
Mój wolny już bracie.
Komentarze (3)
Lubię czytać Twoje wiersze, nie wszystko rozumiem, ale
lubię! Bardzo . :-)
Ciekawa tematyka. Krzysztof patron mojego syna.
Pozdrawiam.
Czytałam, czytałam i czytałam.
/Już nie modlę się do niego, bo sprzedałam samochód
a na nowy mnie nie stać!/
Serdecznie pozdrawiam.+