Szare dni, krwawe godziny
Przechodząc ponownie boczną ulicą
Wytyczoną przez potłuczone kamienie
Moich mało znaczących wspomnień
Nadal niczego nie rozumiem
Starając się objąć absolut
Lepką pajęczyną marnych zmysłów
Gdy serce już odmawia wsparcia
Powietrze nie zabija nadziei
A jedynie wzmacnia gorzką pustkę
Którą czasem umiejętnie zapijam
Wypuszczając głośne demony
podświadomości
Ciepło asfaltu i eonów prądu
Znaczą kres drogi miernego skryby
Uwięzionego w szerokim kieracie
Pełnym szarych dni i krwawych godzin.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.