To nie wiersz...
To nie jest wiersz a raczej moje przemyślenia spowodowane pewnymi rzeczami które teraz sie dzieją w moim życiu.Mam nadzieję że tego nie wywalą tylko dlatego że nie ma rymów.
Kiedy coś się zaczyna, przyjaźń czy związek nie myślimy, że może się skończyć, że po pewnym czasie wszystko się rozpadnie zostawiając ból i smutek, że to nie przetrwało a miało trwać wiecznie. Dopiero gdy wszystko zaczyna się sypać, gdy zaczynamy się wzajemnie ranić ze zdziwieniem pytamy czemu? Czemu tak jest, dlaczego nie potrafimy już się dogadać, rozmawiać, śmiać się z tego samego, dlaczego to co miało być tylko nasze i tak piękne nagle zadaje ból i rani. I mimo że jeszcze gdzieś tam głęboko w środku czujemy, że nie chcemy tego wszystkiego stracić, że jeszcze byśmy chcieli wskrzesić to co mieliśmy i pielęgnowaliśmy, coraz trudniej to zrobić. Tracimy przyjaźń, miłość, tracimy siebie i rozpaczamy po cichu, że znowu nam nie wyszło, że się poddaliśmy może za szybko, że mogliśmy walczyć, walczyć o życie. Tylko z drugiej strony czy to warto, czy warto ciągnąć coś jeśli nie wiemy, że damy rade dotrwać do końca? Może lepiej to przerwać w bezpiecznym momencie, może lepiej zakończyć wtedy, gdy jeszcze mamy resztki własnej godności i szanujemy tego drugiego człowieka. Nie wiem, chyba nie ma jasnej i prostej odpowiedzi na to wszystko. Niby uczymy się na własnych błędach ale dalej je popełniamy. Życie hm tak to tylko życie, raz pieści raz rani, ale w każdej chwili można je zakończyć...albo można żyć dalej . Wybór należy do nas.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.