Twoja Wiktoria
nagle osacza mnie wieczór
i twoje wnętrze
które cię broni
czyni mi zmierzch na twarzy
gdy otwierasz je powoli
a za nim jest świat i miliony szeptów
które muskają moje życie
pod wiszącym tarasem istnień innych
patrzących jak jutro utracę
ten smak
ziemi
wiatru
i rąk
i skulę się w sobie, w milczeniu
w reflektorze nieartykułowanego bólu
ucieknę tajną ścieżką
korytarzem końca
przez tętniące drzwi niechcenia
pozostając nieprzeciętnym zwyczajem Twojej
Wiktorii
Komentarze (1)
Ciekawa forma wiersza i dobry przekaz myśli :)