Ulica (ballada)
Mój tato pracował w fabryce
od której dzieliła nas rzeczka,
a ja poznawałem ulice
i ciemne zaułki miasteczka.
A kumple przedziwni tam byli,
i dziś się niczego nie boję,
bo palić i pić nauczyli
i brać, chociaż czasem nie swoje..
Tak, miałem pod górkę do szkoły
i rzadko trafiałem tam z rana,
Lecz wolny, beztroski, wesoły
pędziłem to życie cygana.
Pamiętam nie lekko mi było
i miało się puste kieszenie.
Dziewczęta dawały mi miłość,
ulica dawała schronienie.
Mówiła mi stara cyganka
co czeka mnie w życiu, co było.
A mnie od wieczora do ranka
po knajpach się życie toczyło.
No a tam, dziewczynki chuliganki
ze mną wraz pijały z jednej szklanki.
Każdy rok kasztany kwitły, wiosną pachniał
bez
Było tak, sąsiadka czarownica
cały dzień wrzeszczała po ulicach.
Ja to znam. Do dzisiaj tak tam jest
Komentarze (5)
Bardzo dobrze napisana ballada o ciekawej treści.
Pozdrawiam.
Świetna ballada
Zgadzam się z marcepani, bardzo udana ballada.
Pozdrawiam :)
jednym tchem przeczytałam pięć zwrotek, szósta w
innym układzie chyba stanowi refren - w wierszu jest
wszystko co stanowi o balladzie - ludowość, ciemne
moce, złowrogie siły... podoba się :)
Fajnie. Dosyć swobodnie facet sobie pożył. Pozdrawiam.