Umarłem dla niej...
Spotykałem ją często,
Siadywaliśmy razem w parku,
Nie uciekała prędko,
Rozmawialiśmy o wszystkim
O tym, co smuci ją i mnie…
Lecz cóż to za zmartwienie,
Gdy zegar wybija północ…
Czas rozstania, więc i smutek,
Dalej nie mogłem spać,
Mimo iż miałem ciepły koc,
Myślałem wciąż o niej…
Była tą jedyną, wiedziałem to,
Zakochałem się, więc w niej
Życie me niby nabrało barw,
Lecz jak wyznać to uczucie?
Zaprowadziłem ją nad staw,
W sercu poczułem ukłucie,
Wyznałem jej wszystko,
To było lato, łąka pachnąca,
Jezioro w lesie piękne…
Z tobą wszędzie ucieknę!
Spojrzała mi w oczy piwne,
Choć jej zachowanie było dziwne,
Oddałem się mej miłości,
Pieściła mnie całego,
Nawet gryzła bez litości,
Całowała namiętnie…
I krzyczała niby obojętnie
Noc nas zastała szybko,
Ona wstała chętnie,
Powiedziała rzeczowo,
…Nie kocham cię…
I odeszła kręcąc głową.
Cóż miałem uczynić?
Zostałem nad jeziorem,
Stanąłem nad jej progiem,
Przez chwile byłem ptakiem,
Teraz…
Tylko marnym historii znakiem…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.