Upadnę (kiedyś na pewno)
jak liść kuszony przez wiatr
kładę się na ziemi swego życia
szepty wiosennego dżdżu niszczą cienką
blaszkę
rozrywam się
lato pali me cielesne istnienie
rozrzuca proch po chabrowych polach
ptaki dziobią jak ziarno
rzucona na rzeź
zima zasypuje liść nawałnicą śniegu
zamarznę
całkiem upadnę
na końcu świata
odrzucę koncepcję życia
będzie tylko sąd
żyję chwilowo
każdy dzień niesie obawy jutra
którego może nie być
żyję – tymczasowo
upadnę
otrząsnę się - dopiero w przyszłości
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.