Uroczyście
Wonieją mi w piersi
konwalie dzwoneczków
na ckliwie, na biało
łza szkli się jak dziecku.
Niebogom, tak myślę
to chyba się zdaje,
żem leśną polaną,
żem samym jest majem.
I pachną rozkosznie
w trzy ćwierci nieżywam,
a patrzeć nie wolno,
nie wolno też zrywać.
Mam usta skrwawione
w czerwieni owstydach,
że późno, że grzeszno,
że pewno ją widać.
Tumanią, to coraz
swawolniej się śmieląc,
*
lecz powiem, dzień każdy
jest przy nich niedzielą.
Komentarze (3)
Jesteś tak delikatna jak te dzwoneczki konwalii...
Podziwiam całym sercem
Cieplutkie pozdrowienia
Uwielbiam konwali delikatne kwiecie
szkoda, że jedynie w maju ich zapach
się niesie...
Pięknie wyszło i odgrzebałaś niemal zapomniane słowo
"owstydy" :) Niech więc te konwalie wonieją każdego
dnia i z każdego uczynią niedzielę :)