Wędrowcy
W ciemnym pokoju
Na śmiertelnym łożu
On bez sił spoczywa
W objęciach słodko
Tuli go przewodniczka
Co wędrowcem takim samym jest
A on tym, który ją prowadził
Choć często w oddaleniu
Zawsze sobie najbliżsi
I w marszu nie ustawali
Aż do dnia dzisiejszego
Gdy znalazł go kres drogi
Kolejny raz
Ronił łzę przemęczoną
Kiedy strudzony uśmiech
Ozdobił twarz zniszczoną
"Już nigdy nie będę samotny"
Usta wyszeptały zemdlałe, sine
Najdonośniejszym świata głosem
A serce wybijało ostatnią godzinę
Kolejny mój stary wiersz. Umieściłem go tu po drobnych poprawkach.
Komentarze (2)
Prowokujesz tym wierszem do zadumy..bardzo poważnej
zadumy.Gratuluję !
Bardzo pięknie..
Śmierć którą opisałeś jest taka piękna i
bogata...bardzo mi się podoba...