Widziałam jak szedłeś drogą...
Widziałam jak szedłeś drogą
Ze swoja codzienną trwogą
Na plecach plecak cień za tobą niósł
Wybrany cel miałeś już
W plecaku prowiant a w sercu nóż
Ja wiem, że na tej ścieżce nie zawrócisz
już
Upór i złość w twoim wnętrzu przeważa
Twej duszy nie pomoże wizyta lekarza
Otwarte oczy masz tylko zewnętrznie
Wewnątrz ślepota zasłania serce
Obojętność okryła myśli twoje
Wierzysz, że nie przestraszą Cię wędrówki
znoje
O powrocie nie ma mowy
Każdy wie, jaki jesteś honorowy
Gdy rękę wyciągałam do Ciebie
Powiedziałeś: zachowaj to dla siebie
Jednak mam wewnętrzne przeczucie
Że przerosło Cię nieprzyjacielskie
knucie
A odejście przed siebie w nieznane
Jest od tego problemu uciekaniem
Lecz ty sam za siebie odpowiadasz
Z swoich grzechów się spowiadasz
Jedynie, czego teraz Ci potrzeba
To szczęścia w drodze do upragnionego
nieba...
Kasia
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.