Widziałem
Widziałem jak człowiek potrafi upadać.
Przez przekorę powiem, że to było
w lustrze.
Przybrudzona niechęcią twarz, posklejana
ironicznym spojrzeniem.
Widziałem piękno utkane pomyłkami,
przewiązane goryczą, rozmienionych
na przekleństwa za trudnych, jak
na przepalone wieczory, szeptów.
Widziałem złość łamaną jak chleb
między gestami zbyt ludzkimi,
by mogło jej zabraknąć.
Widziałem błędy rzucone na barki
paru zbyt krótkich westchnień,
znalezionych
gdzieś na brzegach chcenia czegoś
więcej,
a rozmytych w nieskładnej posoce
wysuszonych mniemań.
Widziałem słońce, które powinno
już spłonąć od nienawistnych spojrzeń
samozwańczych dzieci półmroku.
A nadal wpija się w ich przesolone
spojrzenia.
Widziałem strach. Zimny, wściekły
strach wybuchający feerią jednobarwnych
przeinaczeń tego, co powinno
rozdawać radość zmieloną razem
z popękanymi marzeniami.
Widziałem.
I nadal patrzę, nie dowierzając, że
szorstka chciwość obrazów, nie pozwala
zasnąć spokojniej, niż dotychczas.
Nawet chore sny potrafią przebić
dłonie na wylot. Razem z drewnem.
Komentarze (1)
Piękny i bardzo rozumny w wymowie Obserwacje życia
bardzo czułe i wrażliwe Bardzo dobry Na tak! Wart
przeczytania:)