Więdnący człowiek
Wstałeś rano
wypełzłeś z pościeli
skopałeś puchową pierzynę
aż wnętrzności z lnianej poszewki jej
wyszły.
Spojrzałeś w słońce
zatrutym, złym wzrokiem
połamałeś radosne promienie
leżą szklane błyski zbite na podłodze.
Zrobiłeś śniadanie
wyciągnąłeś nóż i widelec
zadźgałeś jajko niczym wroga
spoczywa teraz w palącym w żołądku,
umiera.
Ryknąłeś na psa
wyciem bestii wściekłej
powiesiłeś kundelka na smyczy
aż zajęczał gdy szarpnąłeś,
niespokojnie.
Stanąłeś u drzwi
do oczu krwi nabrałeś
zadałeś wrotom cios potężny
zarzęziły z bólu nie oliwione zawiasy.
Ruszyłeś chodnikiem
krokiem jak ziemi trzęsienie
gniotłeś bezlitośnie betonową kostkę
z przerażenia kąsały samotne ziarenka
piasku.
Wróciłeś do domu
z żył ą na czole pulsującą
w lustrze, obraz swój wyryłeś
patrzyłeś aż ci serce z nienawiści
zwiędło.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.