I
Do kresu możliwości gospodarzy,
opróżnione talerze i szklanki.
Zapełnione twarze i ciała przez
ducha i atom :
Choinki tam nie ma- jak sprzed laty
wielu
i osób z mej pamięci, lecz reszta
przybyła.
Karp już na innym stole, na naszym z
lodowca
w plastiku schowana- czeka by ją
odgrzać,
ryba skamieniała.
Szklana pułapka miauczy, zagłusza słowa co
w duszy,
już dawno chciały ulecieć i mury milczenia
zagłuszyć.
Podano kolejną porcję, opróżnia się przy
tym i szklanka,
przy ubytku napojów, odchodzi w cień
matka... a ojciec zmęczony zapada w
codzienność programów.
To nie marzenie, lecz wszystko co
posiadam.
Nie potrafię docenić, a hołd im składam.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.