Wiersz nie-odkupionej
Do poduszki po odkupienie skroń
przykładałam,
Myślałam, że da mi to spokój, a w myślach
kłamałam.
Gdy tylko głowa przylgnęła do puchu,
Pogrążałam się w żalu mego bezruchu.
I łzy ściekały parami samotne,
Mknąc w otchłanie nocy sromotne.
Jedyna, a jakby bliźniacza
Ciągnęła mnie w odmęt bytu tułacza,
Ta piekielna myśl pomnożona setnie -
Co to się stanie, gdy żyłę się przetnie,
Co to się stanie, gdy pigułek za dużo się
zarzyje,
Co, gdy wyskoczy przez okno...
Nie przeżyje? A to się stanie, gdyby tak
uciec, wszystko porzucić,
Uciec, spróbować zapomnieć, nigdy nie
wrócić?
Łzy w ciemność spadały, myślami broczyłam,
Tysiąc rzek pełnych pytań przekroczyłam,
Mój smutek zenitu już prawie sięgał...
Ileś razy mi Boże przysięgał.
Za każdym razem okłamywałeś.
Dawałeś szczęście, bólem przeplatałeś.
Pogrywałam zaślepiona jak ćma twym
blaskiem,
Aż dnia pewnego klapki z mych oczu opadły z
trzaskiem.
Obudziłam się chora, pełna żalu do ciebie,
Bo ty grasz nami jak w teatrzyku, tam w
niebie.
Tak mi łatwo się boskim planom
przeciwstawić,
Tak łatwo odejść w cień, wszystkie bolączki
strawić.
I choć myślałam, że to już koniec
nieszczęścia,
Nie była nigdy możliwa chwila odejścia...
Ty grasz nami, to straszna rola,
Taka twa tyrańska wola.
Zaplątana w sobie myślę teraz,
Że jeszcze ode mnie zechcesz nie raz
Usłyszeć płacz, obelgi i krzywe zawodzenie,
Twojej niezbadanej woli uwodzenie...
Zsyłasz ty na mnie udręki raniące,
Przeklęteś ty dla mnie słońce!
Odtąd czcić będę tarczę srebrnego,
On sprzymierzeńcem będzie wobec zła twego.
Odtąd noc będzie mi dniem, mój okrutny
panie słońca,
Do czasu aż nie nastanie ten sądny dzień
końca,
A może nawet dłużej będę w noc odziana...
I po wieki będę przeklinać cię od rana.
A w noc będzie się we mnie wciąż ta myśl
wiła,
Bo Boże jeśli istniejesz, to musisz chcieć,
abym to zrobiła...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.