W wierzbach zaklęte.
zasadzę płaczące wierzby nad potokiem
niech załkają gorzko gdy mnie łez
zabraknie
wieczór litościwie otuli je mrokiem
wszak ciemność oswaja i cierpieć jest
łatwiej
świt nas dzisiaj mierzy swoją własną
miarą
nazbyt ciasne cienie w życia układance
między świadomością a wpojoną wiarą
odciski oddechu na zewnętrznej klamce
skryć się między okno a głęboką ciszę
gdzie mgławice ściele krnąbrna
wyobraźnia
to nie takie proste - uciec a wciąż
słyszeć
ten szept którym „wczoraj” zmysły nam
rozdrażnia
obraz rozpryśnięty mimo dobrych chęci
okruchy się lepią do warg ciepłych
drżenia
gdziekolwiek nie stąpnę pod pantoflem
chrzęści
milionem odłamków twojego spojrzenia
często robię przerwę na mały haust żalu
zachłannie wysysam z naszych fotografii
resztki cichych wspomnień by tamtego
żaru
nie zdołać zapomnieć nigdy nie utracić
Komentarze (19)
Pierwsza myśl luźna bardzo... Wiersz bardzo mi pasuje
do Twojego avatara, takie moje małe prywatne poezji
ucieleśnienie. Zaś sam wiersz... Popłynąłem z każdą
zwrotką aż do końca by haust żalu łyknąć.
Niestety samymi wspomnieniami nie da się żyć, choć
szanować i pielęgnować je trzeba.
Pozdrawiam
K.
Piękne metafory, niezwykły. Pozdrawiam :)
Wiersz pełen melancholi. Taki jak lubię.
Dobrze jest trzymać ciepło ...chociaż wspomnień.
Łatwiej żyć, pod warunkiem, że nie zaczyna wyszukiwać
samych negatywów.
Zawsze z przyjemnością :)